czwartek, 29 grudnia 2011

Żabnica - Hala Boracza - Hala Lipowa - Rysianka

  Żabnica - Hala Boracza - Hala Lipowa - Rysianka

O tym, że na Rysiance jest, używając trywialnego słowa - fajnie (to będzie bardzo trywialna opowieść), wiedziałem nie od dzisiaj. Jednakże sami znacie, że czasami bardzo ciężko nam się docenia to co jest.... blisko tak.... to co nas otacza..... to co mamy jeszcze na wyciągnięcie dłoni.... to co tak często zostawiamy za sobą lub widzimy. Przychodzi jednakże czas, że pragniemy po to sięgnąć. I nagle jesteśmy zauroczeni, generalnie czad.... metamorfoza zdumiewająca. A później się dziwimy, że nigdy wcześniej nie dotarliśmy w to miejsce. Niesamowite, ale mi się to zdarza. Również tak macie?


Zamiar obrany, trasa też: Skałka - Hala Boracza - Hala Lipowska - Rysianka - Skałka. Idealna pętla z pauzą na pierogi na Hali Lipowskiej. Góry w wszelakiej postaci mam napisane w CV. A z tym CV to nie kłamstwo. Gdy poszukiwałem pracy, moje CV pod nagłówkiem hobby posiadało wpis - góry. Pełen rzetelnej ufności i zapchanej dumy, pozostałem umieszczony na pośladku (bez uprzedzenia) przez jedną osobę: - Wszak co druga osoba w swoim CV piszę, że lubi góry - rzekła. A tak miło żyło się przyjemnej naiwności, z przeświadczeniem o swojej unikatowości... Kobieta z bloku obok bez wątpliwości też ma napisane w CV góry, przecież co weekend jeździ z koleżankami na sąsiedni Dębowiec. W CV góry ma też kierowca quada, który chasa bezkarnie po leśnych szlakach, rozjeżdżając małego robaczka, który z pewnością miał w swoim CV - góry.

Jakby się tak przyjrzeć naszej trasie na mapie to oprócz trzech schronisk, będziemy mieli sposobność przejść przez kilka Hal. Zapoczątkowujemy od Hali Boraczej, dalej Hala Studzionka, Hala Redykalna, Hala Skórzacka, Hala Bacmańska, Hala Gawłowska, Hala Bieguńska, Hala Lipowska, Hala Rysianka i Hala Pawlusia. W zasadzie to nijakiej wielkiej górki nie zdobywamy, jeno same hale...A na halach powinny być owieczki! Przynajmniej latem.

Naszą przechadzkę zaczynamy w Żabnicy Skałce. Niewielki mróz wyrządził swoje - czarny szlak na Halę Boraczą wymaga zręczności ekwibrystycznych. A w moim wieku, bez tego, ani rusz zimą w góry :) Jest delikatne oblodzenie na trasie. Co interesujące, jest nawet dużo śniegu. Zima w tym roku się ociąga i tak na prawdę jest to jedno z pierwszych (nie szacując październikowych Tatr) spotkań z Lodowatą Damą. Sam szlak na Boraczą nie jest wymagający, na początku powiedziałbym, że nawet nudny. Jednakże radosne konwersacje, nie wspominam nawet o czym - przeto na pewno o niczym, zajmują nam czas. Docieramy na Halę Boraczą, która wita nas widokami w stronę Rajczy. Jest jakoś dziwnie pusto, nawet wiatr nie wieje, tylko słychać ciche trzaskanie śniegu pod naszymi butami. Widać, że sama Hala jest zacnie przewiana, śniegu dużo mniej niż na szlaku. Idziemy zobaczyć do schroniska. Wokół budynku też czas trwa w zawieszeniu. Z lekką niepewnością otwieramy drzwi kierujące do wnętrza. Ktoś tu jednak, przeżył ten Armagedon. Jest tu jednak życie! Grzecznie wypytujemy się Pani - Czy moglibyśmy wypić własną herbatę. Teraz chyba lepiej się zapytać, bo dziwaczne prawa rządzą się w niektórych schroniskach. Kobieta nam odpowiada: - Oczywiście, nie ma kłopotu. Co do samego schroniska, a w zasadzie samej jadalni, to delikatnie komunikując: nie ciska na kolana. Posiadałem odczucie, że czas się tu jednak zatrzymał, zatrzasnął wrota i rzekł: Mam to wszystko gdzieś! Pozostaję tu na dłużej!

Pani nawet sugeruje nam, przy takiej ładnej pogodzie, żebyśmy poszli górą (czyli powiedziałbym, może na wyrost - granią), bo widoki będą piękne. Ciekawostką w budynku są przywarte do tablicy karteczki z różnorodnymi wpisami. Coś w stylu księgi gości, albo facebookowych like\'ów w wersji outdorowej - np. Lubię, bo czas tu wpadł i się zatrzymał. Lubię, bo mogę sobie tu spokojnie zjeść własne kanapki. Można sobie te karteczki poczytać, jednak lepsze znam zajęcia.... Idziemy na szlak. Słońce wychodzi ponad grzbiet, który dzisiaj będziemy przemierzać. Na grzbiecie mieści się pięć wierzchołków: Redykalny Wierch, Boraczy Wierch, Lipowski Wierch, Rysianka a także na północnym wschodzie wierzchołek Romanki. Romanka wybitnie opanowała najbliższe przestrzenie. Nieco niechciana, oderwana przełęczą od Rysianki przykuwa wzrok. Lekki mróz mimochodem hartuje nasze organizmy.

Dochodzimy do rozwidlenia szlaków. Czarny wiedzie pod górę, ma Halę Redykalną (żółty szlak). Zielony dalej trawersuje grzbiet , aby dołączyć do szlaku żółtego za Halą Bieguńską. Kierując się radą kobiety ze schroniska na Boraczej jak również wcześniejszym planem, podążamy na kluczowy grzbiet. Czym wyżej tym śniegu więcej, ogarniamy również coraz obszerniejszą panoramę Beskidu Śląskiego, a w oddaleniu również Beskidu Małego. Pierwszy śnieg zawsze cieszy najbardziej, sama jego obecność poprawia nastrój. Na przeciw widać Baranią Górę wraz ze Skrzycznym i oddalonym Klimczokiem. Po prawej cały czas towarzyszy nam Sucha Góra. Pojawia się również poszarpaniec, czyli Wielki Rozsutec w Małej Fatrze.

Dochodzimy do żółtego szlaku. Do głównej grani. Wewnętrzna radość, odzwierciedlona na zadowolonych twarzach. Uwidoczniają się nowe przestrzenie, później okrywają się także Tatry. Na grzbiecie śniegu wiele więcej. Miejscami jest porządnie nawiane - brniemy w śniegu do kolan. Odwykłem od tego i nieco mnie to męczy. Za dużej wagi jestem na takie manewry :) Otwarte przestrzenie i nader zaskakująco rozkoszne hale, zakryte grubą powłoką śniegu, zafascynowały nawet takiego malkontenta jak ja. Przeciętne drzewa posypane śniegiem mają swój bajeczny klimat. A Cysorkie Tatry w całej okazałości... Sam Wielki Chocz ponad chmurami wystawia swój czubek...

Przybywamy na Halę Lipowską, do najlepszego schroniska w Polsce wg czytelników "n.p.m ". Zamawiamy zachwalane pierogi i w dobrych humorach oczekujemy swojego zamówienia. Durne oczy cieszą się jak głupie. W żołądku konwulsje, w ustach ślinociek. Wszystko przez ręcznie wytwarzane pierogi z serem i borówkami, a na nich bita śmietana, borówki i kawałeczek kiwi. Kulinarnie jestem kupiony przez schronisko na Hali Lipowej... Sama Hala Lipowska mieści się na zboczu porośniętego lasem Lipowskiego Wierchu lub jak kto woli Lipowskiej Góry (1324 m). Maltretuje nas widokami - panorama Tatr, Małej Fatry jak również Beskidu.

Schronisko na Rysiance jest oddalona od Hali Lipowskiej o około 15 minut marszu z pełnym brzuchem. Dobre jedzonko bardzo rozleniwia, to niedobre chyba również. Jestem bardziej skłonny ku drzemce aniżeli pieszej wycieczce. Jednak to chwilowa słabość. Ruszamy na Halę Rysiankę. Szlak wiedzie lasem, jednakże gdy dochodzimy do Hali, widoki po raz kolejny powalają na kolana... Są Tatry, jest Mała Fatra, jednakże jest także na wyciągnięcie dłoni Pilsko oraz nieco dalej Babia Góra. Taki mały raj na ziemi. Hala Rysianka jest bardzo duża i największa na naszej dzisiejszej trasie. Oj jak ja uwielbiam takie przestrzenie. Do budynku schroniska udajemy się hmmm jakby to powiedzieć tylko na chwilkę....

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz