O
tym, że na Rysiance jest, używając trywialnego słowa - fajnie (to
będzie bardzo trywialna opowieść), wiedziałem nie od dzisiaj. Jednakże
sami znacie, że czasami bardzo ciężko nam się docenia to co jest....
blisko tak.... to co nas otacza..... to co mamy jeszcze na wyciągnięcie
dłoni.... to co tak często zostawiamy za sobą lub widzimy. Przychodzi
jednakże czas, że pragniemy po to sięgnąć. I nagle jesteśmy
zauroczeni, generalnie czad.... metamorfoza zdumiewająca. A później
się dziwimy, że nigdy wcześniej nie dotarliśmy w to miejsce.
Niesamowite, ale mi się to zdarza. Również tak macie?
Zamiar obrany, trasa też: Skałka - Hala Boracza - Hala Lipowska -
Rysianka - Skałka. Idealna pętla z pauzą na pierogi na Hali
Lipowskiej. Góry w wszelakiej postaci mam napisane w CV.
A z tym CV to nie kłamstwo. Gdy poszukiwałem pracy, moje CV pod
nagłówkiem hobby posiadało wpis - góry. Pełen rzetelnej ufności i
zapchanej dumy, pozostałem umieszczony na pośladku (bez uprzedzenia)
przez jedną osobę: - Wszak co druga osoba w swoim CV piszę, że lubi
góry - rzekła. A tak miło żyło się przyjemnej naiwności, z
przeświadczeniem o swojej unikatowości... Kobieta z bloku obok bez
wątpliwości też ma napisane w CV góry, przecież co weekend jeździ z
koleżankami na sąsiedni Dębowiec. W CV góry ma też kierowca quada,
który chasa bezkarnie po leśnych szlakach, rozjeżdżając małego robaczka,
który z pewnością miał w swoim CV - góry.
Jakby się tak
przyjrzeć naszej trasie na mapie to oprócz trzech schronisk, będziemy
mieli sposobność przejść przez kilka Hal. Zapoczątkowujemy od Hali
Boraczej, dalej Hala Studzionka, Hala Redykalna, Hala Skórzacka, Hala
Bacmańska, Hala Gawłowska, Hala Bieguńska,
Hala Lipowska, Hala Rysianka i
Hala Pawlusia. W zasadzie to nijakiej wielkiej górki nie zdobywamy,
jeno same hale...A na halach powinny być owieczki! Przynajmniej latem.
Naszą
przechadzkę zaczynamy w Żabnicy Skałce. Niewielki mróz wyrządził
swoje - czarny szlak na Halę Boraczą wymaga zręczności
ekwibrystycznych. A w moim wieku, bez tego, ani rusz zimą w góry :) Jest
delikatne oblodzenie na trasie. Co interesujące, jest nawet dużo
śniegu. Zima w tym roku się ociąga i tak na prawdę jest to jedno z
pierwszych (nie szacując październikowych Tatr) spotkań z Lodowatą
Damą. Sam szlak na Boraczą nie jest wymagający, na początku
powiedziałbym, że nawet nudny. Jednakże radosne konwersacje, nie
wspominam nawet o czym - przeto na pewno o niczym, zajmują nam czas.
Docieramy na Halę Boraczą, która wita nas widokami w stronę Rajczy. Jest
jakoś dziwnie pusto, nawet wiatr nie wieje, tylko słychać ciche
trzaskanie śniegu pod naszymi butami. Widać, że sama Hala jest zacnie
przewiana, śniegu dużo mniej niż na szlaku. Idziemy zobaczyć do
schroniska. Wokół budynku też czas trwa w zawieszeniu. Z lekką
niepewnością otwieramy drzwi kierujące do wnętrza. Ktoś tu jednak,
przeżył ten Armagedon. Jest tu jednak życie! Grzecznie wypytujemy się
Pani - Czy moglibyśmy wypić własną herbatę. Teraz chyba lepiej się
zapytać, bo dziwaczne prawa rządzą się w niektórych schroniskach.
Kobieta nam odpowiada: - Oczywiście, nie ma kłopotu. Co do samego
schroniska, a w zasadzie samej jadalni, to delikatnie komunikując: nie
ciska na kolana. Posiadałem odczucie, że czas się tu jednak
zatrzymał, zatrzasnął wrota i rzekł: Mam to wszystko gdzieś!
Pozostaję tu na dłużej!
Pani nawet sugeruje nam, przy takiej
ładnej pogodzie, żebyśmy poszli górą (czyli powiedziałbym, może na
wyrost - granią), bo widoki będą piękne. Ciekawostką w budynku są
przywarte do tablicy karteczki z różnorodnymi wpisami. Coś w stylu
księgi gości, albo facebookowych like\'ów w wersji outdorowej - np.
Lubię, bo czas tu wpadł i się zatrzymał. Lubię, bo mogę sobie tu
spokojnie zjeść własne kanapki. Można sobie te karteczki poczytać,
jednak lepsze znam zajęcia....
Idziemy na szlak. Słońce wychodzi ponad grzbiet, który dzisiaj będziemy
przemierzać. Na grzbiecie mieści się pięć wierzchołków: Redykalny
Wierch, Boraczy Wierch, Lipowski Wierch, Rysianka a także na północnym
wschodzie wierzchołek Romanki. Romanka wybitnie opanowała najbliższe
przestrzenie. Nieco niechciana, oderwana przełęczą od Rysianki
przykuwa wzrok. Lekki mróz mimochodem hartuje nasze organizmy.
Dochodzimy
do rozwidlenia szlaków. Czarny wiedzie pod górę, ma Halę Redykalną
(żółty szlak). Zielony dalej trawersuje grzbiet , aby dołączyć do szlaku
żółtego za Halą Bieguńską.
Kierując się radą kobiety ze schroniska na Boraczej jak również
wcześniejszym planem, podążamy na kluczowy grzbiet. Czym wyżej tym
śniegu więcej, ogarniamy również coraz obszerniejszą panoramę Beskidu
Śląskiego, a w oddaleniu również Beskidu Małego. Pierwszy śnieg zawsze
cieszy najbardziej, sama jego obecność poprawia nastrój. Na przeciw
widać Baranią Górę wraz ze
Skrzycznym i oddalonym
Klimczokiem. Po prawej
cały czas towarzyszy nam Sucha Góra. Pojawia się również poszarpaniec,
czyli Wielki Rozsutec w Małej Fatrze.
Dochodzimy do żółtego
szlaku. Do głównej grani. Wewnętrzna radość, odzwierciedlona na
zadowolonych twarzach. Uwidoczniają się nowe przestrzenie, później
okrywają się także Tatry. Na grzbiecie śniegu wiele więcej. Miejscami
jest porządnie nawiane - brniemy w śniegu do kolan. Odwykłem od tego i
nieco mnie to męczy. Za dużej wagi jestem na takie manewry :)
Otwarte przestrzenie i nader zaskakująco rozkoszne hale, zakryte grubą
powłoką śniegu, zafascynowały nawet takiego malkontenta jak ja.
Przeciętne drzewa posypane śniegiem mają swój bajeczny klimat. A
Cysorkie Tatry w całej okazałości... Sam Wielki Chocz ponad chmurami
wystawia swój czubek...
Przybywamy na Halę Lipowską, do
najlepszego schroniska w Polsce wg czytelników "n.p.m ". Zamawiamy
zachwalane pierogi i w dobrych humorach oczekujemy swojego zamówienia.
Durne oczy cieszą się jak głupie. W żołądku konwulsje, w ustach
ślinociek. Wszystko przez ręcznie wytwarzane pierogi z serem i
borówkami, a na nich bita śmietana, borówki i kawałeczek kiwi.
Kulinarnie jestem kupiony przez schronisko na Hali Lipowej...
Sama Hala Lipowska mieści się na zboczu porośniętego lasem Lipowskiego
Wierchu lub jak kto woli Lipowskiej Góry (1324 m). Maltretuje nas
widokami - panorama Tatr, Małej Fatry jak również Beskidu.
Schronisko
na Rysiance jest oddalona od Hali Lipowskiej o około 15 minut marszu z
pełnym brzuchem. Dobre jedzonko bardzo rozleniwia, to niedobre chyba
również. Jestem bardziej skłonny ku drzemce aniżeli pieszej wycieczce.
Jednak to chwilowa słabość. Ruszamy na Halę Rysiankę.
Szlak wiedzie lasem, jednakże gdy dochodzimy do Hali, widoki po raz
kolejny powalają na kolana... Są Tatry, jest Mała Fatra, jednakże jest
także na wyciągnięcie dłoni Pilsko oraz nieco dalej Babia Góra. Taki
mały raj na ziemi. Hala Rysianka jest bardzo duża i największa na
naszej dzisiejszej trasie. Oj jak ja uwielbiam takie przestrzenie. Do
budynku schroniska udajemy się hmmm jakby to powiedzieć tylko na
chwilkę....