Babia Góra (1725m), sama nazwa już insynuuje, że występuje tu wystarczająco
ciekawe połączenie: kobiety i góry. Porównanie kobiety do Babiej Góry
albo Babiej Góry do kobiety niesie wiele zadziwiających wniosków.
Naturalnie byle jakiej góry bym do kobiety nie odważył się porównywać
(byle jakiej kobiety do Babiej Góry także). Lecz Babią Górę, hmm ...
Babią Górę... no coś w tym jest.... Wojciech Mann bez wątpienia by to
skwitował - to się chłopie porwałeś!. Rozmyślania te będą wstępem do
aseksualnej relacji z wycieczki na Babia Górę od strony słowackiej.
Czyli żółtym szlakiem ze Slanej Vody.
Jak młokos poznaje
dziewczynę lub mężczyzna kobietę, to często sądzi, że pojawiła się
największa namiętność w jego życiu. Naturalnie od razu staje się ona
dla niego najpiękniejsza kobietą globu. Co jednak gdy rzeczywiście jest
najpiękniejsza na naszym globie? Ba, niech będzie nawet w setce
najpiękniejszych niewiast globu? A jej uroda będzie zjawiskiem
międzyplanetarnym! To ma on niestety gigantyczny problem! I pozwolę
sobie zacytować Jerzego Pilcha: Zobaczyłem ją i popełniłem błąd
frajerski - zamiast poprzestać na podziwie - postanowiłem ją zdobyć.
Gdy po raz pierwszy ujrzałem Babią Górę, także nie poprzestałem na
podziwianiu. Moja pierwotna próba jej zdobycia skończyła się klęską.
Jesienna ulewa niczym podejrzliwy wielbiciel, brutalnie pokazała, że
Babia Góra dzisiaj nie jest dla mnie osiągalna. Taki kobiecy kaprys.
Jednak to czego nie uda nam się uzyskać - nęci coraz wybitniej. Jak
cichy nocny szmer hipnotyzuje umysł. Działa jak narkotyk. Aż w
wreszcie powracasz do Niej. Zdobywasz ją z jednej i z drugiej strony.
Za dnia i w nocy. O poranku i o zmierzchu. Zimą i latem. Tylko skoro ona
taka najpiękniejsza to musi mieć wielu adoratorów. Ty z niej schodzisz,
ktoś na nią wchodzi... Wtedy zdajesz sobie sprawę, że twój związek z
Najpiękniejszą Górą Świata nie jest tylko twoim z nią związkiem. Bo
amantów to ona ma wielu. A ile wielbicielek, ło matko.... Czym trudniej
jest dostępna, tym mniej odważy się ją zdobywać. Z innej strony, jeśli
Górka nie jest interesująca, to mało kto ją zechce zdobywać.
Czasy gdy na granicy spędzaliśmy większą część naszej jazdy minęły.
Przynajmniej na Przełęczy Glinne. Nie oznacza to jednak, że nie można
spędzić tu nieco czasu. Czekając na Piotra, zamierzam sprawić krótki
spacer. Poranny koncert na niebie jest dobrą przyczyną żeby wyjąć
aparat z plecaka. Nie sprawdzałem rano temperatury, ale mój nos mówi mi,
że jest cholernie zimno. Dzień budzi się do życia, a Piotr jest w
Żywcu.
Niespodziewanie coś mi śmigło na krakowskich blachach. Piotr nie
spostrzegł mojego auta, gdyż ładnie ukryło się za zaspami. Przejechał
na obszar Słowacji :) Szybki telefon i spotykamy się już po słowackiej
stronie. Kierujemy się już wspólnie w stronę Slanej Vody.
Zaczynamy ze Slanej Vody. Jest tu schronisko, o jakim potrafię
napisać tylko tyle, że mają nader smaczny kapuśniak, leją piwo i
nocleg w granicach 9-10 euro. Więcej pisać o nim nie ma sensu. Po prostu
nie ma się czym poruszać. Więcej wrażeń pozostanie dla szlaku
wiodącego na Najpiękniejszą Górą Świata - Babią Górę. Szlak żółty,
jakim maszerujemy to z początku, jak to Piotr nazwał - ul.
Marszałkowska. Rewelacyjnie odśnieżona aleja, z fajnymi zaspami po
boku. Idziemy Aleją Hviezdoslava (utworzona w roku 1974, zajmuje obszar
9,3 ha)- czyli otoczoną ochroną świerkowa aleją. Nazwę pochodzi od
nazwiska słowackiego pisarza, tworzącego swoje utwory pod Babią Górą.
Ciągnie się ona aż do ekstensywnej polany z którą łączy się droga ze
Slanej Vody, połączenie z niebieskim szlakiem (Paseky 868m).
Cały czas wędrując odśnieżoną drogą dochodzimy do muzeum Hviezdoslava.
Podobno mieści się tutaj wiele przedmiotów należących do dwóch
słowackich pisarzy: Jednak my posiadamy wyraźny cel - Babia Góra.
Odwiedzanie i tak na pewno zamkniętego muzeum odbiłoby się na czasie
naszej wyprawy.
Po chwili zauważamy dość masywną maszynę, która jest podatna za
powstanie Marszałkowskiej. Ogromne koła, a na nich łańcuchy zapewniały
komfort pracy w takich warunkach. Rzucę tutaj przypuszczenie, że
Marszałkowska wiedzie być może do samej granicy z Polską. Co ciekawe,
nie tak wiele brakowało, a byśmy to sprawdzili na własnej skórze :)
Za zabudowaniami, ślad odbija w lewo. Dla nas oznacza to w tym momencie
koniec odśnieżonej drogi. Szlak natomiast jest przechodzony przez
słowackich skitourowców jak również jednego piechura. Nie przekształca
to faktu, że i tak się zapadamy dosyć głęboko w śnieg. Jednak nie trwa
to długo, gdyż po 10 minutach znowu wracamy na naszą Marszałkowską.
Zadowoleni z lepszej nawierzchni zostawiamy za sobą tabliczkę (dość
silnie już zasypaną) wiodącą na Babią Hore. Nie wiem jak długo szliśmy
dalej odśnieżona drogą, ale w pewnym momencie zaczęło robić się to
zbytnio podejrzane. Żółty ślad po prostu znikł, czasami zimą czynione
są zastępcze wersje szlaków. Lecz tym razem coś nam tu nie grało -
zwłaszcza kierunek naszej wędrówki. Konfrontacja z mapą i decydujemy się
zawrócić do miejsca, w jakim weszliśmy ponownie na odśnieżona trasę.
Tym razem wypatrujemy tabliczkę wiodącą na Babią Horę. I według
przewidywań idziemy bardzo słabo przetartą ścieżką. Najpierw dość
swobodnie, bez większych przewyższeń podążamy wzdłuż potoku Bystrej.
Teraz patrząc na mapę widzę, że w niedalekiej odległości od szlaku
znajduje się wodospad na Bystrej. Lecz w tych warunkach nie słyszeliśmy
jego odgłosów. Nie mam nawet wyobrażenia jak duży on może być.
Dochodzimy do miejsca, w jakim musimy przebyć jeden z dopływów
Bystrej. Jest tu dosyć duży most, bardzo zjawiskowo oblepiony
śniegiem. Po drugiej stronie potoku postanawiamy zrobić odpoczynek.
Dalsza droga przynosi już coraz bardziej widoczne przewyższenia.
Mijają nas skitourowcy, którzy nie zapadają się w śniegu tylko idą
rytmicznym krokiem na grzbiet. Daje do myślenia. Tym bardziej, że
później można sobie zjechać w dół. Twierdzenie jednego ze Słowaków - Na
dole Arktyka a na górze Tropiki - jest jak najmocniej umiejętne.
Dziś oglądamy sporą inwersję. Na dole było kilkanaście stopni poniżej
zera, a w tym momencie decyduję się na ściągnięcie kurtki. Nie mam
wyobrażenia jaka temperatura jest w tym miejscu. W zasadzie nie wiele
mnie to obchodzi, jest po prostu piekielnie gorąco. Zdejmuje także
czapkę, bo udało nam się trafić na bezwietrzną pogodę. Od razu
przyjemniej!
Dochodzimy do polany, widoki są piorunujące. Na język rzucają się liczne
słowazachwytu. Trzeba uhonorować, że widokowo szlak ten jest sporo
bardziej pociągający niż nasze rodzime szlaki. Obszerna panorama nie
ma sobie równych. Kolejny odpoczynek....
Powoli zaczynamy wychodzić z pasma lasu. Jest ich coraz mniej, jednak
wszystkie uroczo zmrożone. Wystarczająco silne słońce powoduje, że co
jakiś czas słyszymy spadający z gałęzie śnieg. Ciężar jaki wytrzymują
te gałęzie robi wrażenie. Łatwo rozpoznać, z której strony świeci
słońce, gdyż sporo choinek z południowej strony prezentowało swój
ciemnozielony kolor, a z północnej przykryte były zlodowaciałym
śniegiem.
Jak dla mnie robi się coraz cieplej. Przewyższenie zaczęło robić się
wystarczająco dotkliwe, a zapadające się nogi zaczęły dawać oznaki
zmęczenia. Piotr zdecydowanie lepiej się trzyma i utrzymuje szybsze
tempo. Znajdujemy się coraz bliżej fundamentalnej grani. Przedeptana
trasa wiedzie nas na grań w okolicach Zimnej Przełęczy. Żółty szlak
standardowo trawersuje wierzchołek i dochodzi do Babiej Góry od strony
południowej. My doszliśmy na fundamentalny grzbiet od strony Przełęczy
Brony, mniej więcej na wysokości Zimnej Przełęczy.
Bardzo silne wiatry i ogromny mróz spowodowały, że nieliczne choinki
obrały fantastyczne kształty. Wyglądem przypominające wędrowców
podążających na grzbiet. Znakomity widok!
Kluczowa grań jest bardzo dobrze przetarta, pojawia się coraz więcej
turystów schodzących ze szczytu lub podejmujących próbę jego uzyskania.
Nie jesteśmy już sami, można nawet powiedzieć, że jest tłok. A
Najpiękniejsza Góra Świata spojrzała na nas z góry. Widząc moje siódme
poty podczas zdobywania jednego z przedwierchołków. Była jakaś zaspana.
Może wyczerpana? Na pewno jednak w zacnym humorze. Było nadal
bezwietrznie, może łagodne powiewy momentami dało się odczuć. Słońce
cały czas nas ogrzewało. Zdobywamy po raz następny wierzchołek Babiej
Góry. Kolejny raz dane jest nam oglądanie rewelacyjnej panoramy Tatr z
Babiej Góry. Pamiątkowe fotografie, konwersacje z poznanymi turystami.
Jeden z nich mówi, że był już na Babiej Górze ze 150 razy. Hmmm....
Ja, może naciągnąłbym do 10% tego wyniku. Lecz czy to ważne? My
pokonaliśmy Babią Górę pierwszy raz od słowackiej strony. A dzisiaj mało
kto posiadał gratkę tego dokonać!
Wracaliśmy tą samą drogą. Początkowo w zamiarach był powrót przez Małą
Babią Górę. Jednak nie wiedzieliśmy czy szlak ten jest przetarty.
Świadomość przedzierania się przez śnieg po pas po nieznanym dla nas
terenie skłoniła nas do powrotu po naszych śladach. Co naturalnie nie
określało w ogóle, że nie będziemy się zapadać. Szczęśliwie
dochodzimy do schroniska w Slanej Vodzie. Zamawiamy ciepły posiłek.
Piotr smażony ser i kofolę. Ja wcinam kapuśniak. Robi się już ciemno.
Czas wracać do domu.
Dla mnie było to kolej nowo nabyte doświadczenie związane z Babią Górą -
podejście od Słowackiej strony. Muszę uznać, że nie byłem
rozczarowany!