niedziela, 26 lutego 2012

Buty biegowe męskie ZigNano Fly 2 Reebok

Buty biegowe męskie ZigNano Fly 2 Reebok

Niewielkiej wagi i przewiewne buty biegowe z niepowtarzalną podeszwą ZigNano akumulującą energię i efektywnie łagodzącą drgania. Usztywnienie pięty a także system Stable Fit stabilizują stopę podczas dynamicznego biegu, a profilowana miękka wkładka podwyższa odczucie komfortu.
ZigNano innowacyjna konstrukcja podeszwy, stanowi odmianę rewolucyjnej technologii ZigZag, opracowanej przez Reeboka. Zaprojektowana tak, żeby dzięki przekazywaniu energii, powstającej przy każdym kroku, wzmagać skuteczność ćwiczeń i treningów.

Cholewka butów Reebok ZigNano Fly 2 posiada obszary z delikatną siateczką o różnorakiej fakturze. Podczas intensywnego ruchu ciepło odprowadzone jest na zewnątrz cholewki. Efektywną wentylację wspomaga miękki język z zewnątrz obszyty siateczką.

TREKMATES SOFT FEEL MAP CASE

 TREKMATES SOFT FEEL MAP CASE

Mapnik  to, wbrew moim przeświadczeniom, całkiem przydatna rzecz w górach. Zapewnia nieocenioną swobodę podczas naszych wędrówek. Nie musisz za każdym razem sięgać do plecaka po swoją mapę. Nie uszkodzisz jej. Nie namoknie w strugach deszczu. A cały czas będziesz ją miał/a pod ręką.

SOFT FEEL MAP CASE to mapnik świetnej marki TREKMATES wykonany z przezroczystej folii. Posiada zamknięcie - wariantu \"roll down closure\". Mapnik ten został wyposażony w odłączany pasek na rzep co zapewnia złożenie mapnika na pół.

Canon PowerShot G12 opinia


 Aparat kompaktowy Canon PowerShot G12 

Canon PowerShot G12 to dla jednych przyrząd niemal doskonały, dla innych zwykły, drogi bubel. Są tacy, którzy firmę Canona lubią nieco za bardzo. Inni mają atak drgawek, nim usłyszą nazwę firmy w całości. Nie sposób jednakże mówić o samym aparacie, lekceważąc ludzkie emocje. Emocje, które tak na prawdę, mówią nam to samo co parametry techniczne, albo przewrotnie je negują. Jak laik ma się w tym odnaleźć? Nie znam odpowiedzi na to pytanie.
G12 to aparat kompakt Canona z serii G. Posiadał on swoja premierę 14 września 2010 roku. Jednakże nadal można go nabyć w wielu sklepach fotograficznych i cieszy się dosyć ogromną popularnością. Co jest tego motywem? Chyba sam segment - zaawansowane kompakty - w jakim to Canon dosyć dobrze się odnalazł. Dla debiutujących fotografów jest to bardzo porządna maszyna, z nieskomplikowaną obsługą i bardzo porządnymi parametrami. I to co najlepsze jest w stanie wykonać bardzo porządne zdjęcia. A o to przecież nam chodzi. Można powiedzieć, że dla wielu może to być etap pośredni przed zakupem lustrzanki. Jednak również posiadaczom lustrzanek zdarza się pochwalić PowerShota G12. Porządna jakość zdjęć i możliwości samego kompaktu. I co ważniejsze lżejsza opcja dla tych wszystkich obiektywów i szkiełek. Czyli wniosek główny - Canon znalazł się w bardzo ciekawym segmencie na rynku aparatów fotograficznych.

Za co można polubić naszego Canona? Dla wielu Canon G12 to zwyczajny klocek, jednak jak go weźmiemy do ręki to przekonamy się,że jest to przyrząd dużej klasy. Budowa jest bardzo masywna. W odróżnieniu od kolorowych zabawek, waży trochę więcej i stabilniej zachowuje się w naszych rękach. Intuicyjnie rozmieszone elementy sterujące zapewnią komfort naszej pracy. A zastosowany obrotowy i zarazem uchylny wyświetlacz LCD jest niezastąpiony w niektórych sytuacjach. Co ciekawe możemy go także zamknąć ochraniając przed zniszczeniem. Przekątna wyświetlacza wynosi 2.8 cali pokrywa 100% kadru. A sam wyświetlacz jest jasny i kontrastowy. Czyli przy dużym świetle będziemy mieli sposobność wiele więcej na nim zobaczyć.

Kompakt uzyskuje bardzo wygodny zakres ogniskowych: 28-140mm. Co moim zdaniem jest wielkim plusem tego aparatu i decyduje o rozległych alternatywach jego zastosowania. Kolejna, może nader jasna zaleta, jednakże często nie osiągalna - możność robienia zdjęć w formacie RAW. Szybkość wykonywania zdjęć seryjnych prezentuje się na dobrym poziomie. Jednakże przedstawiana szybkość poziomu 2 kl./s osiągnięta jest przy zapisie w formacie JPEG przy czułości mniejszej od ISO 800. Mocnym punktem Canona jest za to stabilizacja obrazu, uzyskuje ona 4EV! Dobre odwzorowanie barw, mała aberracja chromatyczna. No i dla wielu z nas pożyteczna (dla innych wyraźnie lekceważona) możliwość filmowania w rozdzielczości HD.

Wady? Wady to szumy na wysokich czułościach. Co w zasadzie mija się z celem ich używania. Natomiast przebieg odszumiania w formacie JPEG znajduje się poza nasza kontrolą. Bardzo źle prezentuje się wizjer naszego PowerShota G12. Nie znajdziemy na nim danych o ustawieniach, co intensywnie kieruje do wykorzystywania wyświetlacza LCD. Można do tego jeszcze dodać problemy z automatycznym balansem bieli przy świetle żarowym.

Jest to porządny aparat kompaktowy, z logiem Canona, ze słynnej już serii G. Solidnie także wygląda jego cena. Czy będą to dobrze wydane pieniądze? To zależy od Państwa oczekiwań!

Canon PowerShot G12 

środa, 15 lutego 2012

Wycieczka na Babia Górą od strony słowackiej

 Wycieczka na Babia Górą od strony słowackiej

Babia Góra (1725m), sama nazwa już insynuuje, że występuje tu wystarczająco ciekawe połączenie: kobiety i góry. Porównanie kobiety do Babiej Góry albo Babiej Góry do kobiety niesie wiele zadziwiających wniosków. Naturalnie byle jakiej góry bym do kobiety nie odważył się porównywać (byle jakiej kobiety do Babiej Góry także). Lecz Babią Górę, hmm ... Babią Górę... no coś w tym jest.... Wojciech Mann bez wątpienia by to skwitował - to się chłopie porwałeś!. Rozmyślania te będą wstępem do aseksualnej relacji z wycieczki na Babia Górę od strony słowackiej. Czyli żółtym szlakiem ze Slanej Vody.

Jak młokos poznaje dziewczynę lub mężczyzna kobietę, to często sądzi, że pojawiła się największa namiętność w jego życiu. Naturalnie od razu staje się ona dla niego najpiękniejsza kobietą globu. Co jednak gdy rzeczywiście jest najpiękniejsza na naszym globie? Ba, niech będzie nawet w setce najpiękniejszych niewiast globu? A jej uroda będzie zjawiskiem międzyplanetarnym! To ma on niestety gigantyczny problem! I pozwolę sobie zacytować Jerzego Pilcha: Zobaczyłem ją i popełniłem błąd frajerski - zamiast poprzestać na podziwie - postanowiłem ją zdobyć.

Gdy po raz pierwszy ujrzałem Babią Górę, także nie poprzestałem na podziwianiu. Moja pierwotna próba jej zdobycia skończyła się klęską. Jesienna ulewa niczym podejrzliwy wielbiciel, brutalnie pokazała, że Babia Góra dzisiaj nie jest dla mnie osiągalna. Taki kobiecy kaprys.

Jednak to czego nie uda nam się uzyskać - nęci coraz wybitniej. Jak cichy nocny szmer hipnotyzuje umysł. Działa jak narkotyk. Aż w wreszcie powracasz do Niej. Zdobywasz ją z jednej i z drugiej strony. Za dnia i w nocy. O poranku i o zmierzchu. Zimą i latem. Tylko skoro ona taka najpiękniejsza to musi mieć wielu adoratorów. Ty z niej schodzisz, ktoś na nią wchodzi... Wtedy zdajesz sobie sprawę, że twój związek z Najpiękniejszą Górą Świata nie jest tylko twoim z nią związkiem. Bo amantów to ona ma wielu. A ile wielbicielek, ło matko.... Czym trudniej jest dostępna, tym mniej odważy się ją zdobywać. Z innej strony, jeśli Górka nie jest interesująca, to mało kto ją zechce zdobywać.

Czasy gdy na granicy spędzaliśmy większą część naszej jazdy minęły. Przynajmniej na Przełęczy Glinne. Nie oznacza to jednak, że nie można spędzić tu nieco czasu. Czekając na Piotra, zamierzam sprawić krótki spacer. Poranny koncert na niebie jest dobrą przyczyną żeby wyjąć aparat z plecaka. Nie sprawdzałem rano temperatury, ale mój nos mówi mi, że jest cholernie zimno. Dzień budzi się do życia, a Piotr jest w Żywcu.

Niespodziewanie coś mi śmigło na krakowskich blachach. Piotr nie spostrzegł mojego auta, gdyż ładnie ukryło się za zaspami. Przejechał na obszar Słowacji :) Szybki telefon i spotykamy się już po słowackiej stronie. Kierujemy się już wspólnie w stronę Slanej Vody.

Zaczynamy ze Slanej Vody. Jest tu schronisko, o jakim potrafię napisać tylko tyle, że mają nader smaczny kapuśniak, leją piwo i nocleg w granicach 9-10 euro. Więcej pisać o nim nie ma sensu. Po prostu nie ma się czym poruszać. Więcej wrażeń pozostanie dla szlaku wiodącego na Najpiękniejszą Górą Świata - Babią Górę. Szlak żółty, jakim maszerujemy to z początku, jak to Piotr nazwał - ul. Marszałkowska. Rewelacyjnie odśnieżona aleja, z fajnymi zaspami po boku. Idziemy Aleją Hviezdoslava (utworzona w roku 1974, zajmuje obszar 9,3 ha)- czyli otoczoną ochroną świerkowa aleją. Nazwę pochodzi od nazwiska słowackiego pisarza, tworzącego swoje utwory pod Babią Górą. Ciągnie się ona aż do ekstensywnej polany z którą łączy się droga ze Slanej Vody, połączenie z niebieskim szlakiem (Paseky 868m).

Cały czas wędrując odśnieżoną drogą dochodzimy do muzeum Hviezdoslava. Podobno mieści się tutaj wiele przedmiotów należących do dwóch słowackich pisarzy: Jednak my posiadamy wyraźny cel - Babia Góra. Odwiedzanie i tak na pewno zamkniętego muzeum odbiłoby się na czasie naszej wyprawy.

Po chwili zauważamy dość masywną maszynę, która jest podatna za powstanie Marszałkowskiej. Ogromne koła, a na nich łańcuchy zapewniały komfort pracy w takich warunkach. Rzucę tutaj przypuszczenie, że Marszałkowska wiedzie być może do samej granicy z Polską. Co ciekawe, nie tak wiele brakowało, a byśmy to sprawdzili na własnej skórze :)

Za zabudowaniami, ślad odbija w lewo. Dla nas oznacza to w tym momencie koniec odśnieżonej drogi. Szlak natomiast jest przechodzony przez słowackich skitourowców jak również jednego piechura. Nie przekształca to faktu, że i tak się zapadamy dosyć głęboko w śnieg. Jednak nie trwa to długo, gdyż po 10 minutach znowu wracamy na naszą Marszałkowską. Zadowoleni z lepszej nawierzchni zostawiamy za sobą tabliczkę (dość silnie już zasypaną) wiodącą na Babią Hore. Nie wiem jak długo szliśmy dalej odśnieżona drogą, ale w pewnym momencie zaczęło robić się to zbytnio podejrzane. Żółty ślad po prostu znikł, czasami zimą czynione są zastępcze wersje szlaków. Lecz tym razem coś nam tu nie grało - zwłaszcza kierunek naszej wędrówki. Konfrontacja z mapą i decydujemy się zawrócić do miejsca, w jakim weszliśmy ponownie na odśnieżona trasę.

Tym razem wypatrujemy tabliczkę wiodącą na Babią Horę. I według przewidywań idziemy bardzo słabo przetartą ścieżką. Najpierw dość swobodnie, bez większych przewyższeń podążamy wzdłuż potoku Bystrej. Teraz patrząc na mapę widzę, że w niedalekiej odległości od szlaku znajduje się wodospad na Bystrej. Lecz w tych warunkach nie słyszeliśmy jego odgłosów. Nie mam nawet wyobrażenia jak duży on może być. Dochodzimy do miejsca, w jakim musimy przebyć jeden z dopływów Bystrej. Jest tu dosyć duży most, bardzo zjawiskowo oblepiony śniegiem. Po drugiej stronie potoku postanawiamy zrobić odpoczynek.

Dalsza droga przynosi już coraz bardziej widoczne przewyższenia. Mijają nas skitourowcy, którzy nie zapadają się w śniegu tylko idą rytmicznym krokiem na grzbiet. Daje do myślenia. Tym bardziej, że później można sobie zjechać w dół. Twierdzenie jednego ze Słowaków - Na dole Arktyka a na górze Tropiki - jest jak najmocniej umiejętne. Dziś oglądamy sporą inwersję. Na dole było kilkanaście stopni poniżej zera, a w tym momencie decyduję się na ściągnięcie kurtki. Nie mam wyobrażenia jaka temperatura jest w tym miejscu. W zasadzie nie wiele mnie to obchodzi, jest po prostu piekielnie gorąco. Zdejmuje także czapkę, bo udało nam się trafić na bezwietrzną pogodę. Od razu przyjemniej!

Dochodzimy do polany, widoki są piorunujące. Na język rzucają się liczne słowazachwytu. Trzeba uhonorować, że widokowo szlak ten jest sporo bardziej pociągający niż nasze rodzime szlaki. Obszerna panorama nie ma sobie równych. Kolejny odpoczynek....

Powoli zaczynamy wychodzić z pasma lasu. Jest ich coraz mniej, jednak wszystkie uroczo zmrożone. Wystarczająco silne słońce powoduje, że co jakiś czas słyszymy spadający z gałęzie śnieg. Ciężar jaki wytrzymują te gałęzie robi wrażenie. Łatwo rozpoznać, z której strony świeci słońce, gdyż sporo choinek z południowej strony prezentowało swój ciemnozielony kolor, a z północnej przykryte były zlodowaciałym śniegiem.

Jak dla mnie robi się coraz cieplej. Przewyższenie zaczęło robić się wystarczająco dotkliwe, a zapadające się nogi zaczęły dawać oznaki zmęczenia. Piotr zdecydowanie lepiej się trzyma i utrzymuje szybsze tempo. Znajdujemy się coraz bliżej fundamentalnej grani. Przedeptana trasa wiedzie nas na grań w okolicach Zimnej Przełęczy. Żółty szlak standardowo trawersuje wierzchołek i dochodzi do Babiej Góry od strony południowej. My doszliśmy na fundamentalny grzbiet od strony Przełęczy Brony, mniej więcej na wysokości Zimnej Przełęczy.

Bardzo silne wiatry i ogromny mróz spowodowały, że nieliczne choinki obrały fantastyczne kształty. Wyglądem przypominające wędrowców podążających na grzbiet. Znakomity widok!

Kluczowa grań jest bardzo dobrze przetarta, pojawia się coraz więcej turystów schodzących ze szczytu lub podejmujących próbę jego uzyskania. Nie jesteśmy już sami, można nawet powiedzieć, że jest tłok. A Najpiękniejsza Góra Świata spojrzała na nas z góry. Widząc moje siódme poty podczas zdobywania jednego z przedwierchołków. Była jakaś zaspana. Może wyczerpana? Na pewno jednak w zacnym humorze. Było nadal bezwietrznie, może łagodne powiewy momentami dało się odczuć. Słońce cały czas nas ogrzewało. Zdobywamy po raz następny wierzchołek Babiej Góry. Kolejny raz dane jest nam oglądanie rewelacyjnej panoramy Tatr z Babiej Góry. Pamiątkowe fotografie, konwersacje z poznanymi turystami. Jeden z nich mówi, że był już na Babiej Górze ze 150 razy. Hmmm.... Ja, może naciągnąłbym do 10% tego wyniku. Lecz czy to ważne? My pokonaliśmy Babią Górę pierwszy raz od słowackiej strony. A dzisiaj mało kto posiadał gratkę tego dokonać!

Wracaliśmy tą samą drogą. Początkowo w zamiarach był powrót przez Małą Babią Górę. Jednak nie wiedzieliśmy czy szlak ten jest przetarty. Świadomość przedzierania się przez śnieg po pas po nieznanym dla nas terenie skłoniła nas do powrotu po naszych śladach. Co naturalnie nie określało w ogóle, że nie będziemy się zapadać. Szczęśliwie dochodzimy do schroniska w Slanej Vodzie. Zamawiamy ciepły posiłek. Piotr smażony ser i kofolę. Ja wcinam kapuśniak. Robi się już ciemno. Czas wracać do domu.

Dla mnie było to kolej nowo nabyte doświadczenie związane z Babią Górą - podejście od Słowackiej strony. Muszę uznać, że nie byłem rozczarowany!

piątek, 10 lutego 2012

Elastyczny statyw


Statyw Treq GRI-04


Ostatnio bardzo modne są tzw. pajączki, czyli plastyczne statywy, które możemy przymocować choćby do gałęzi drzewa. Statyw ten sprawdza się wszędzie tam, gdzie jego nogi potrafią się o coś owinąć. Lecz równie świetnie spełnią swoją funkcje na nieregularnym gruncie. Pod wpływem naporu dostosowuje swoje ustawienie. GRI-04 przeznaczony jest zarówno do aparatów fotograficznych oraz kamer wideo. Jego nogi zakończone są gumka, a maksymalna robocza wysokość wynosi 250 mm. Statyw TREQ GRI-04 przewidziany jest na maksymalne obciążenie wynoszące 3kg. Jego parametry to: wysokość po schowaniu nóg 250mm, waga 222g. Bardzo przydatny i nie drogi gadżet!

środa, 1 lutego 2012

Akumulator Panasonic VW-VBK360

Akumulator o ogromnej pojemności 3580 mAh i napięciu 3.6V stworzony do takich rodzai kamer Panasonic jak: HDC-TM60, HDC-HS60, HDC-SD66, SDR-H85, SDR-T50 a także SDR-S50. Przewagą akumulatora litowo jonowy Panasonic VW-VBK360 na pewno jest jego długi czas pracy konieczny podczas realizowania własnych filmów. Zapewnia on sporo większy komfort pracy w tym obrębie. Mimo nieco dużej ceny oryginalny akumulator VW-VBK360 gwarantuje wysoką jakość funkcjonowania i solidność.





Żywotny akumulator do kamer Panasonic