niedziela, 1 lipca 2012

Salatin

Naszą przechadzkę rozpoczynamy w miejscowości Ludrova - taka typowa słowacka wieś . Mają one swój czar . Posiadam odczucie , że czas się tam wstrzymał . Tak samo jest również w Ludrovej. Wiążemy plecaki i idziemy w trasę. Pierwszy odcinek prowadzi doliną. Samoczynnie przychodzą porównania z Kościeliską albo Strążyską - tylko tutaj nie ma ludzi. Jest spokojnie , nikt nie śmieci, nikt nie krzyczy . Aż nie mogę uwierzyć, że trwa długi weekend majowy. Zielono na dole , błękitnie na górze . Ptaszki. Strumyk . Kanapki z mielonką w plecaku.... 



Grań na Mały Salatin i Wielki CHocz w tle
Grań na Mały Salatin i Wielki Chocz w tle
 

Pogoda z jednej strony nas rozpieszcza, z drugiej katuje. Ma się błękitne niebo nad głowami, jednak robi się tropikalnie ciepło . 30 C leje się z nieba. Spada od razu w nasze ciała. Żeby choć wiatr przypomniał o swoim istnieniu - a tu cisza. Udajemy się całkiem ospałym tempem podziwiając czary doliny. Jest cały czas płasko jak na talerzu (płaskim). Dookoła górskie wzniesienia . Nie wiem czy to określić sielanką czy smażeniem na grillu.

Trasa odbija w lewo, kończy się asfalt. Leśną ścieżką podążamy w kierunku kanionu Hučiaky, w której to mieści się Jaskinia Ludrova. Jasnozielona barwa przekształca się w panującą barwę ciemnozieloną. Robi się od razu chłodniej o 10 stopni. Bardzo urocze rejony . Geometrycznie nieharmonijne i gigantyczne zarazem bloki skalne, osaczają tak niedużych wędrujących turystów . Bacznie przeskakujemy niemrawy strumyk , po kamieniach dochodzimy do środkowej sekcji kanionu. Dorota ze Sławkiem wdrapują się do wlotu wejściowego jaskini, my z Piotrem bacznie ich obserwujemy i odpoczywamy na dnie kanionu. Nachylenie naszej drogi powoli narasta . Piotr wyczytał w przewodniku, że końcowe przewyższenie na Salatina w niektórych miejscach może być pokonywane na czworaka. Brzmi co najmniej ekstremalnie... Podążamy dalej, pozostawiając za sobą kanion Hučiaky.

Jesteśmy coraz bliżej kluczowej grani Salatina. Na dużej polanie otwierają się widoki na Salatina i Małego Salatina. Na zachodzie widać ośnieżoną Małą Fatrę. Widok przecudownej urody. Osiągamy grań. Podejście na szczyt na prawdę zdaje się być wymagające, lecz z innej strony w Tatrach Wysokich albo Zachodnich podejścia są sporo trudniejsze. Jednakże przy takiej pogodzie - parę kropel potu z nas wyciśnie. Samo wspinanie umilały nam fioletowo-żółte sasanki. Uwidocznia się naczelna gran Niżnych Tatr. Wspaniały grzbiet, który trzeba będzie niegdyś przejść w całości. Uwidoczniają się również te "właściwe " Tatry. Nie wiem w jakim czasie, nie kojarzę o której godzinie - dochodzimy na szczyt Salatina. Obyło się bez czworaków :) Autor przewodnika moim zdaniem nie powinien go pisać w ten sposób. Troszkę to może dla niektórych zabrzmieć zniechęcająco - wspinanie się na czworakach. Czy miało to oddawać większą dramaturgię czerwonego szlaku ? Sam nazwałbym podejście jako średniej trudności, lecz też nie jest to obiektywna ocena . Być może w paśmie Tatr Niżnych jest to jedno z cięższych podejść. Nie poznałem tego rejonu jednak dementuje - nie poruszaliśmy się na czworakach.

Salatin... Hmmm... Takie mam odczucia co do niego, niekoniecznie wiązane z niezmierzoną euforią. Widoki ze szczytu są świetne . Kluczowa grań Niżnych, Tatry zakryte białą pierzyną, odróżniający się Wielki Chocz, Mała Fatra i wiele innych rejonów , których swobodnie nie rozpoznaję. Jest co podziwiać, jest o czym dumać , jest co planować. Z drugiej strony, szczyt Salatina znajduje się kosodrzewinach. Jest dosyć hojnie nimi zarośnięty. Pod wierzchołkiem znajdują się niewielkie polany, gdzie można spokojnie wypocząć . Podstawowa grań Niżnych zdaje się być wiele bardziej atrakcyjna .

Salatín (pol. Salatyn) wznosi się na wysokość 1630 m n.p.m. Mieści się w zachodniej cząstce Niżnych Tatr (tzw. Ďumbierske Tatry). Jest najwyższy w tzw. grupie Salatynów. Masyw Salatina posiada formę obszernej kopy. Skonstruowany jest z wapieni, tworzących w wielu miejscach ciekawe formacje skalne. Występują tu różnorodne zjawiska krasowe (jaskinie, leje krasowe itp.).

Pojawiły się całkiem wielkie płaty śnieżne między kosodrzewinami. Na początku były ulgą dla zmęczonych nóg. Samo znakowanie szlaku pozostawiało wiele do życzenia. Jakiekolwiek znaki albo znajdowały się pod śniegiem, albo nigdy ich tu nie było . Nie wiem czy to szlak nas zgubił czy my jego. Na śniegu są tylko ślady prowadzące donikąd. Tak jakby nikt tym szlakiem nie chodził . Głębsze zaznajomienie się z pozostałościami mokrego śniegu okazało się tragiczne . Po 10 minutach przemoczyłem buty i już nie było mi do śmiechu. Ślad zostaje odnaleziony, mi woda chlupie w trzewikach . Zostawiamy pasmo kosodrzewin. I w zasadzie wszystko byłoby zaistnie wspaniale , gdyby nie fakt, że zaczyna mi również chlupać coś w nosie. No to się przeziębiłem... Na dodatek po raz drugi udaje nam się zgubić szlak. Tym razem utknęliśmy na dłużej. Analiza mapy. Próby dopasowania grubej kreseczki symbolizującej zielony szlak do rzeczywistości. Słońce zachodzi, robi się chłodniej . Mamy jeszcze około godziny do naszej rezydencji . Tylko gdzie biegnie szlak? W lesie znowu pojawiają się rozległe płaty śniegu. Na drzewach ani śladu zielonej farby. Piotr nastawia nas na dziki biwak bez namiotów. Gdyby nie pojawiająca się gorączka, mniemałbym taki nocleg pod chmurką za odlotową przygodę. Nie poddajmy się i wypatrujemy dalej. Przemierzamy las w północnym kierunku, tak jak powinien prowadzić szlak. W końcu dochodzimy do ścieżki, która doprowadza nas do szlaku. Na dzisiaj kres tego rodzaju perypetyj . Wlekę się na samym końcu. Po godzinie dochodzimy do Chaty pod Krivaniem. W końcu można się przebrać i ściągnąć przemoczone buciory. Parę tabletek , ciepła herbata i do śpiwora. Tylko jak tu do cholery zasnąć ?


Pełna Galeria zdjęć: Salatin Niżne Tatry
Opublikowane również : Salatin - WBB

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz