sobota, 21 czerwca 2014

Banówka

Panorama Tatr z Banikova
Panorama Tatr z Banikova

Jest szaro za szybą samochodu. Śpieszę się, natężenie ruchu drogowego jak zwykle sporo ponad przeciętne. Industrialna \"dupówa\", korki, objazdy, zwężenia, wahadła. Co jeszcze? ... Jeszcze ten Pan, który jedzie z przodu... Czy on w ogóle jedzie? Dlaczego on się nigdzie nie śpieszy i nie jest uczestnikiem w tej codziennej gonitwie? Denerwuje mnie... Czy on na prawdę nie ma nic do załatwienia \"na już\" ? Niespodziewanie coś do mnie dociera. Na twarzy pojawia się uśmiech. Już niebawem odpocznę od miejskiego zgiełku. Wszak jutro podążamy na Banikov! Tam gdzie słońce się budzi...


Sobotnie rozpoznanie pomyślnie przebiegło. Zbyt wiele nie widzieliśmy. Posiadamy jednakże dane, że szlak na Banikowską Przełęcz jest względnie przetarty. W niektórych miejscach śniegu do kolan, ale do zrobienia. Kwaterujemy się w chatce o miłej nazwie \"Zuza\" mieszczącej się w pobliżu chaty Zverowki. Warunki fantastyczne, jest ciepło, sympatycznie i posiadamy prysznic z gorącą wodą!

Zastanawia mnie jedna najważniejsza kwestia. Jak do cholery z takiej dupówy ma się jutro zrobić niebiański błękit? Wszak Wojciech Man powiedział na antenie radiowej trójki, że standardowo w Suwałkach najchłodniej, a w Tatrach przejaśnienia od samego rana... Ja jestem jednakże człowiekiem nazbyt małej wiary...

Budzimy się o 6 rano, przecieramy parę razy oczy ze zdziwienia. Za oknami lekka przemiana. Niczym machnięcie czarodziejską różdżką, niczym ładny sen... Znowu gdzieś na wschodzie wyszło słońce... Kiepska pogoda z wczorajszego dnia przeszła do historii. Komponujemy śniadanie, gorącą herbatkę, pakujemy plecaki i opuszczamy naszą przytulna chatkę. Na zewnątrz jest 7 stopniowy mróz... Nierealny błękit nas otula. Szczyty, które wczoraj chowały się za gęstą warstwą chmur, majestatycznie patrzą na nas z góry. Przestrzegając, że nie będą dla nas pobłażliwe. Będą nas ciągle obserwować, odkrywając przed nami coraz piękniejsze przestrzenie. Będą mieć na nas oko i w zależności od nas samych, pozwolą lub nie pozwolą, wrócić do przytulnej chaty.

Nasz szlak wiedzie do przełęczy, z jakiej promienie słoneczne budzą zaspaną dolinę. Z początku asfalt. Chyba większość szlaków prowadzących na grań posiada jakieś powiązania z tą bitumiczną nawierzchnią. Nie mniej śnieżnobiałe barwy szczytów tatrzańskich przeważają w naszych umysłach. Docieramy do Adamculi, takiego małego rozwidlenia. Nasz szlak odbija w tym miejscu w prawo. Jeszcze nieco asfaltu i wejdziemy w las. Czy wy również macie odczucie, że w Słowackich Tatrach drzewa są smukłe i proste, zbliżone do ideału? Czy to moje urojenia? Szlak dość ostro i jednostajnie wiedzie nas ku otwartym przestrzenią. Tam gdzie las ustępuje miejsca skałom, a wiatr bez problemu wiedzie ku górze! Za nami Osobita odsłania swoje oblicze skalne, a Zabraty łagodnie opadają ku dolinie. Przed nami pojawia się zaskakująco wyglądający z tej strony Wołowiec. Dalej Rohacze , Trzy Kopy i Hruba Kopa oraz cel naszej wyprawy Banikov (2178m). Dotarliśmy do Spalenej Doliny! Dolina Spalena to jedno z najpiękniejszych miejsc słowackich Tatr Zachodnich, której nazwa wywodzi się od wznoszącej się nad doliną góry o nazwie Spalona Kopa (2083m n.p.m.).

Przed nami śnieg, skały, kosodrzewiny zasypane puchem białym oraz ten nierealny błękit. Pisząc o tym, że zmierzamy do miejsca, w którym dzień budzi się do życia - nie kłamałem. Cały czas idziemy ciemną stroną pasma. Spalena Dolina jest odcięta od słonecznych promieni, w zasadzie panujące nad nią szczyty mienią się w słońcu. Banikowska Przełęcz wydaje się być granicą między dwiema krainami. Słońce coraz niżej już operuje i ciężko mu się przebić przez pasmo Kop. W tym miejscu życie zaczyna się po 12.00! Podążamy w stronę przełęczy. Warunki idealne. Szlak przetarty. Śnieg dosyć zbity i solidny. Docieramy do bariery słońca. W końcu możemy się rozgrzać. Mi od razu przychodzą skojarzenia z ekstremalnymi wyprawami, w których himalaiści próbują ogrzać odmrożone kończyny w słonecznych promieniach. Inne realia, lecz proces ten sam... Słońce to życie... Bez niego wszystko blednie. Podążamy w jego stronę! A Banikov niedaleko! Jeszcze delikatny trawers szczytu Pacholi i jesteśmy na przełęczy! Na drugiej stronie mocy!

O Banikovie (Banówka) napiszę tyle i ile napisać się powinno. Wznosi się na wysokość 2178 m n.p.m. Mieści się na centralnej grani Tatr Zachodnich pomiędzy Pacholą a Hrubą Kopą. Jego północne stoki bardzo stromo spadają do Spalonej Doliny. Na wschodnich zboczach mieści się wyróżniająca się skalna czuba i Banikowska Igła. Banikov składa się z krystalicznych skał (granodioryty rohackie*) i wyglądem swoim przypomina Tatry Wysokie. A sam szlak w niektórych miejscach jest dosyć mocno eksponowany. W przypadku śniegu i deszczu trzeba być bardzo ostrożnym. Ruszamy na Banikov! Samo jego zdobycie od strony Banikovego Sedla (Banikowskiej Przełęczy) nie stanowi większych problemów. Za to widoki sa rewelacyjne... Powracamy na zacienioną stronę Spalenej Doliny. Ja z Mirkiem nieco wcześniej. Agnieszka z Jurkiem nie mogą się oderwać od widoków z Banikova. Plan jest łatwy - ponownie odwiedzimy Rohackie Plesa. Dzisiaj mamy zagwarantowany nierealny błękit na niebie. Należy to wykorzystać!

Wołowiec tutaj pojawia się niczym Kilimandżaro. Robi bardzo pozytywne odczucie. W przenośni i rzeczywiście, zgasił nawet blask Rohackich Stawów. Bardzo brutalnie je zdominował.... W pobliżu Wołowca pojawia się Ostry Rohacz. Nie taki ostry! Chciałoby się powiedzieć! Co ciekawe, stawy są róźnorodnego pochodzenia. Najniżej znajdujący się powstał na dnie kotła polodowcowego. Pośrednie Stawy powstały w korycie wyżłobionym przez lodowiec spływający do Rohackiej Doliny. Najwyższy, powstał na dnie zbiornika firnowego zniszczonego następnie przez erozję. Niżni Staw nazywany był nawet przez dawnych turystów Orawskim Morskim Okiem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz