Górski głód...gorszy od zwykłego. Ciężko go zaspokoić, ciężko
o nim nie myśleć. Pozbyć się go? Można na krótki czas. Lecz wraca
prawie od razu. Na wielkim głodzie postanawiamy z Dorotą zrealizować
jeden z prześladujących nas od pewnego czasu celów - wyjść na Bystrą.
Wypad jednodniowy. Wczesna pobudka, szybki przejazd do Zakopanego przez
Słowację. Meldujemy się z rana w Dolinie Chochołowskiej. Pogoda tak jak
życie - mało konkretna i mglista.
Drogą asfaltową
przechodzimy Dolinę Chochołowską. Nie ma co narzekać na asfalt, jest
pięknie. Przed Polaną Chochołowską odbijamy szlakiem żółtym w stronę
Ornaka. Jest nieco błota. Rozległa wilgotność. W zasadzie o każdej porze
może zacząć padać. Jednakże jesteśmy na takim głodzie. że nie ma to dla
nas znaczenia. Nader szybko docieramy do
Iwaniackiej Przełęczy. Szlak
prowadził niemal cały czas lasem. Na przełęczy wybieramy kierunek na
Ornak, czyli zamieniamy szlak żółty na zielony. Na szlaku pustki, ani
jednej osoby do tej pory nie spotkaliśmy. Na Ornak prowadzą już zakosy.
Duże podejście - powyżej 300 metrów przewyższenia. No i w końcu mamy
skały. Dla mnie w Tatrach dotknięcie skały poszukując dobrego chwytu to
taka prywatność pomiędzy górami a mną. Określić można, że to sacrum...
Na Ornaku nie miałem okazji jeszcze być i nader pozytywnie mnie
zaskoczył}. Miło się przechodzi cale jego pasmo od Suchego Wierchu
Ornaczańskiego przez Ornak, Zadni Ornak, aż po
Siwą Przełęcz. Ornak
wznosi się na wysokość 1854 m.
Schodząc z Ornaku na moment chmury
wiatr przegania. Ukazując nam, to co nas jeszcze dzisiaj czeka. Nie
wiemy, czy będzie okazja na większe przejaśnienia. Chwila ta jednak nie
trwa nazbyt długi czas. Wykonujemy zdjęcia, może dwa, może trzy.
Wszystko wraca do stanu, do którego już przywykliśmy. Można to porównać
do kina. Dzisiaj, Ten co na górze puszcza obrazy, postanowił
zaprezentować nam film z czarnobiałej kolekcji. Chociaż tak na prawdę
jest on wyłącznie szary i mglisty. Na Siwej Przełęczy robimy przerwę na
śniadanie. W górach to nawet prosta kanapka smakuje znakomicie. Z resztą
jesteśmy na głodzie... Jedzenie może przecież dodać życiu kolorów.
Rozkoszujmy się tą chwilą.
Czeka Nas trudniejsze podejście na
Liliowy Karb. Który tylko na moment odsłonił nam swoje oblicze, gdy
byliśmy na Siwej. Przy takiej mgle, centralna grań Tatr wyrasta niczym
Atlantyda. Nie wiadomy czy to My do niej się przybliżamy czy ona do Nas.
Rozpoczynamy wspinaczkę. Nie trwa ona zbyt długo. 15 minut, może 20...
Na głównej grani \"gówno\" za przeproszeniem widać. Jest gorzej niż
było. Nawet kozica jest zdziwiona, gdy wychodzimy z mgły. Nie czuje
niebezpieczeństwa? Może sama poszukuje własnego stada?
Trawersujemy
Liliowe Turnie. Ścieżka jest dobrze widoczna. Metr do metra podobny.
Nawet Liliowych Turni nie możemy dostrzec. Nie ma przepaści, nie ma
niczego. Bardzo dobra pogoda dla osób z lękiem wysokości. Zbliżamy się
do Bystrej Przełęczy. Ma swój początek delikatne podejście. Docieramy do
szlakowskazu. Czerwony prowadzi przez
Błyszcz do Pyszniańskiej
Przełęczy. Niebieski doprowadzi nas na Bystrą, omijając lekko
wierzchołek Błyszcza.
Od Bystrej Przełęczy posiadamy około 300 metrów przewyższenia. Puls
wzrasta, widoki w zasadzie bez zmian. Zdobywamy Bystrą! Choć tak na
prawdę nie wiele się zmienia. Euforia? Chyba zdziwienie, że to już.
dziwne odczucie. Znasz swój cel, ale go nie widzisz. Nadchodzi moment,
że nie wiesz jak blisko celu jesteś. I nagle... jest po wszystkim. Na
Bystrej nie ma nawet tabliczki. Nie ma bo, akurat nie ma. Możemy sobie
siąść na kamieniu, popatrzeć na siebie. Coś się napić, może coś zjeść,
zrobić zdjęcie i spieprzać w dół.

A o samej Bystrej można
napisać, że jest najwyżej położonym szczytem Tatr Zachodnich. Wznosi się
na wysokość 2248 m n.p.m. Znajduje się po słowackiej stronie, mniej
więcej 600 metrów od głównej grani Tatr Zachodnich. Czyli także granicy
polsko-słowackiej.
Ta wysoka wilgotność doprowadza do pojawienia się mżawki. Schodzimy z
Bystrej, na szlaku stoi kozica. Następna zagubiona? Nawet nie wie (bo
niby skąd ma wiedzieć?), że centralnie stanęła na szlaku. Jest może 6-7
metrów od nas. Zdaje się być zdezorientowaną. Wreszcie Nas zobaczyła i
pomimo, że to jej teren przeskakuje parę metrów w dół. Wystarczy, aby
zniknąć nam z widoku. Docieramy do rozwidlenia szlaków. Postanawiam iść
za potrzebą - za skałki. Niestety jak się okazało, miejscówka była
zajęta. Całe stado kozic, parę metrów od nas, za skałami, załatwiało
własne sprawy. Ja z jednej strony murku, one z drugiej. No i sobie tak
na siebie spoglądamy. Podobnie jakby głupi głupiego nigdy w życiu nie
widział. Nie przejmują się moją obecnością. Muszę poszukać innego
miejsca.
Powrotna droga przebiega dosyć sprawnie. Dochodzimy
szybko do Siwej Przełęczy. W tym miejscu dla odmiany wybieramy do
zejścia czarny szlak wiodący przez Dolinę Starorobociańską do Doliny
Chochołowskiej. Na koniec nieco dający w tyłek asfalt i jesteśmy na
parkingu.
Bystra zdobyta, jednakże bez powtórki się nie obejdzie. Pozostaje
wielki niedosyt artystyczny. Piękne panoramy z najwyższego szczytu Tatr
Zachodnich wciąż czekają na swój czas.